Od samego rana ładna pogoda, choć mokro bo parę dni dużo padało. Udałem się do lasu aby poćwiczyć rozpalanie ognia w mokrych warunkach i od razu zjeść śniadanko na łonie natury.
Najpierw zająłem się szukaniem suchej rozpałki. Powalona brzoza świetnie się nadawała do tego celu. Zdjąłem parę kawałków kory i udałem się dalej. Po drodze znalazłem kawałek kratki z lodówki, zabrałem go bo przyda się świetnie do ustawienia kubka na ognisku. Po dojściu głębiej w las wybrałem miejsce i zbierałem drewno na opał.
Drewno leżące na ziemi było mokre więc brałem gałązki ze stojących martwych drzew.
Przy rozpalaniu ognia należy pamiętać aby najpierw zgromadzić odpowiednią ilość drewna, a nie raptownie łapać byle jakie patyki bo rozpałka już się pali. W małym dołku ułożyłem “podłogę” ze świeżych patyków, aby odizolować podpałkę od mokrej ziemi.
Najpierw podpaliłem korę brzozową i dodałem malutkich patyczków (wielkości zapałki) i stopniowo coraz większych
Większe kawałki drewna już się paliły więc zrobiłem ruszt na kubek ze wcześniej znalezionego kawałka kratki z lodówki
Woda szybko się zagotowała, wsypałem do niej zupkę instant o smaku wołowym z grzankami.
Po skończeniu jedzenia posprzątałem dokładnie miejsce posiedziałem jeszcze trochę i wróciłem do domu.