Czy zdajemy sobie sprawę z tego, jak ogromną liczbę roślin dziko występujących w Polsce możemy wykorzystać jako pożywienie? Pewnie każdy słyszał o czarnym bzie, pokrzywach czy mniszku. Ale co powiecie na pędy pałki wodnej, liście żywokostu albo cebule lilii? Łukasz Łuczaj zaprasza na niezwykłą survivalową ucztę!
Nie mamy zwyczaju jeść perzu, orlicy, tataraku czy żołędzi, choć kiedyś było to często praktykowane i w niektórych częściach świata nadal jest. Czasem można zaobserwować ludzi zbierających wparkach lub na łąkach zieleninę dla zwierzaków. Ciekawe czy choć raz przeszło im przez myśl, by spróbować tych pyszności… Jeśli macie ochotę poznać smak różnych dziko występujących roślin, wprost niezbędna będzie wam książka Łukasza Łuczaja „Dzikie rośliny jadalne Polski. Przewodnik survivalowy”. To naprawdę fascynująca iniezwykle inspirująca lektura.
Jak głosi informacja na okładce, dr Łukasz Łuczaj jest „botanikiem prowadzącym od kilku lat eksperymenty nad odżywianiem się dzikimi roślinami. Organizuje też warsztaty prymitywnych technik przeżycia stosowanych przez Indian Ameryki Północnej”. We wstępie autor wyjaśnia, iż jego publikacja jest przeznaczona dla tych, którzy „zainteresowani są wykorzystaniem dzikich roślin wodżywianiu. Zarówno dla tych Czytelników, którzy chcieliby jedynie od czasu do czasu przyrządzić sobie sałatkę zroślin rosnących wich trawnikach iogrodach, tych, którzy chcieliby przez dłuższy czas spróbować odżywiać się jak dzicy przodkowie, jak idla tych, którzy są po prostu ciekawi, co można jeść wlesie ina łące”. Jeśli należycie do którejś zwymienionych grup, książka Łuczaja jest pozycją obowiązkową. Jeżeli natomiast do tej pory nie myśleliście ojedzeniu dzikich roślin, polecam ją tym bardziej! Nikt nie każe wam od razu gotować potrawek zcałego arsenału ogrodowych „chwastów”, ale po takiej lekturze nawet uopornych iwybrednych kucharzy pojawi się zapewne chęć spróbowania czegoś innego. Ciekawość będzie silniejsza od zahamowań. Ale czy w ogóle jest się czego bać?
Mamy do wyboru ponad tysiąc jadalnych gatunków roślin dziko występujących wPolsce. Łuczaj podobno skosztował większość znich, nadal funkcjonuje ima się dobrze, więc możemy zaufać jego ogromnej wiedzy izdobywanemu przez lata praktycznemu doświadczeniu. Najważniejsze dla naszego bezpieczeństwa jest to, by wiedzieć co zbieramy ijak należy to przyrządzić. Autor ostrzega przed degustowaniem nowych, nieznanych gatunków oraz opisuje metodę próby smakowej, która pozwala wprzybliżeniu określić, czy dana roślina jest jadalna. Trochę miejsca poświęca także na opis składu iwartości odżywczych nasion iowoców, części podziemnych, liści iłodyg, atakże drzew. Radzi kiedy należy zbierać różne dary natury iod czego najlepiej zacząć przygodę zwegetariańską kuchnią survivalową.
Po części wprowadzającej następuje przegląd wszystkich potencjalnie jadalnych roślin Polski. Każde hasło zawiera nazwę łacińską, opis występowania, sposób wykorzystania wcelach kulinarnych, metody obróbki, tudzież „uzdatniania” do spożycia, informacje oróżnych gatunkach, smaku, ewentualnych skutkach ubocznych po spożyciu, uczuleniach, działaniu leczniczym czy właściwościach magicznych. Przy roślinach chronionych widnieje informacja, że nie należy zbierać ich wmiejscach naturalnego występowania. Niektóre rośliny chronione można jednak wyhodować na własny użytek wdomu lub ogrodowym oczku wodnym – wtedy konsumpcja jest oczywiście dozwolona. Opisy mają różną długość, od kilku zdań, przy gatunkach mniej znanych, niezbyt atrakcyjnych smakowo lub potencjalnie szkodliwych, do nawet kilkustronicowych tekstów poświęconych historii wykorzystywania danej rośliny wkuchni oraz różnym wzmiankom na temat jej kulinarnego zastosowania odnalezionym wdawnych źródłach pisanych. Nigdy nie przypuszczałam, że lektura przewodnika po roślinach, zuporządkowanymi alfabetycznie hasłami, niczym wencyklopedii, może być tak absorbująca! Dodatkowo pojawia się tu sporo ciekawostek. Zlektury dowiecie się m.in. otym kto przyrządzał rodzaj ciastek ze sproszkowanych szyszek jodły pozostawionych przez wiewiórki izmieszanych ztłuszczem zgrzbietu iszpikiem kostnym, które były rozdawane podczas zebrań iceremonii zarówno dla poprawienia trawienia, jak ijako delikates, od jakiej rośliny pochodzi nazwa potrawy barszcz albo co według wierzeń ludowych miała powiększać kobietom czarnuszka.
Wksiążce pojawiają się także praktyczne przepisy na potrawy wykorzystujące omawiane rośliny. Możecie przygotować na przykład liście babki smażone wcieście, pastę bażynową Eskimosów Inupiat, wino zkwiatów czarnego bzu, dżem zbrusznicy, wino brzozowe, pierwiosnki ifiołki wcukrze po angielsku, marynowane nasiona jesionu, krem kasztanowy, korzeń łopianu pieczony po japońsku, piwo zmniszka, zupę zpędów pałki, herbatę zliści poziomek, herbpudding (zliści rdestu, wężownika, pokrzywy, mniszka iprzywrotnika), surówkę zrojnika, syrop zsitowia, polską zupę szczawiową, kiszone liście winorośli po armeńsku albo placuszki zliści żywokostu lekarskiego. Na początek powinno wystarczyć. Gotowych receptur jest jeszcze trochę więcej, choć nie stanowią głównej treści publikacji. Ważniejsze jest to, by poznać ogólne zasady rozpoznawania, wykorzystania iobróbki roślin. Reszta należy do wyobraźni ismaku kucharza. Wraz zlekturą książki Łuczaja przed wszystkimi gotującymi ismakoszami otwiera się świat nowych możliwości wpostaci ponad tysiąca niekonwencjonalnych składników roślinnych. Co więcej – rosnących dziko na łąkach, wparkach iogrodach. Aby eksperymentować wkuchni izaskoczyć swoich gości wcale nie trzeba wydawać fortuny na egzotyczne przyprawy czy drogie składniki. Być może przez lata przechodziliście codziennie obok jakiegoś niepozornego przydomowego krzewu, który kryje wsobie wspaniałe aromaty!
Na końcu książki została zamieszczona bibliografia przedmiotu, indeks łacińskich nazw rodzajów oraz indeks rodzin. Przy wybranych hasłach pojawiają się czarno-białe ryciny (łącznie jest ich ponad dwadzieścia) oraz małe kolorowe zdjęcia, zebrane na ośmiu stronach. Ichyba właśnie ilustracje, czy raczej ich niewielka liczba, to jedyny minus publikacji. Szkoda, że kolorowe zdjęcie lub choćby czarno-biały rysunek nie towarzyszy opisowi każdej rośliny. Byłoby to bardzo duże ułatwienie. Wtedy jednak znacznie wzrosłaby cena, przez co książka stałaby się mniej dostępna… Każdy kto połknie przysłowiowego bakcyla może kupić sobie klucz do oznaczania roślin lub, wostateczności, sprawdzić ich wygląd winternecie. Wtym drugim przypadku bardzo ważne jest, by źródło, zktórego korzystacie, było wiarygodne. Dzięki samodzielnemu poszukiwaniu zdjęć od razu utrwalicie sobie wygląd roślin, przez co później dużo szybciej rozpoznacie je wnaturze.
W 2011 r. kanał Kuchnia+ wyemitował kilka odcinków programu „Dziki obiad Łukasza Łuczaja”, wktórym autor zwielkim wdziękiem irozbrajającą naturalnością pokazywał m.in. jak zrobić frytki złopianu, zapiekankę zpodagrycznika czy pierogi zniecierpkiem. Wielka szkoda, że nie wyprodukowano kolejnych części. Zapewne gdyby Łuczaj urodził się wStanach Zjednoczonych, jego książki, wydane wpięknej ibogatej oprawie graficznej, już dawno byłyby bestsellerami, aon sam miałby własny program telewizyjny wgodzinach najlepszej oglądalności, gromadzący za każdym razem milionową widownię. Potencjał ludzki oraz merytoryczny jest ogromny! Po tej lekturze ogarnął mnie przemożny apetyt na dziko rosnące pożywienie. Już rozglądam się za czymś odpowiednim… Zachęcam wszystkich gorąco do przeczytania przewodnika od deski do deski iwyruszenia na łowy. Nowe smaki tylko czekają, by zagościć na waszych talerzach!
Łukasz Łuczaj, „Dzikie rośliny jadalne Polski. Przewodnik survivalowy”, Chemigrafia 2004, wyd. II poszerzone, 268 s., cena 29 zł.